Materiał "Interwencji" Polsatu przedstawia trudną sytuację rodziny Bogdańskich, jednak polemika z treścią materiału ukazuje pewne nieścisłości i przemilczane kwestie. Bohaterowie nie wykazywali wystarczającej woli spłaty zadłużenia. Pani Bogdańska wprost mówi: "Zapłacę prąd, gaz, jeszcze kablówka dochodzi 65 zł," co podnosi pytanie, czy w obliczu ogromnego długu telewizja kablowa jest priorytetem. Publiczna oferta darmowej telewizji nadawcy, takiej jak TVP, mogłaby w zupełności wystarczyć.
![]() |
Pan Maciej Bogdański od lat obracał się w towarzystwie Ireny Krzyszkiewicz i Urszuli Szmydyńskiej. Dlaczego wtedy nie prosił o pracę lub pomoc? |
Pan Maciej, który "bawi się w dziennikarza", inwestuje w sprzęt medialny, prowadzi swoją stronę internetową, co wskazuje, że mógłby poszukać reklamodawców, co mogłoby przynieść mu dodatkowe środki. Fakt, że nie wykorzystał tego potencjału do wsparcia finansowego rodziny, a zamiast tego skupił się na rozwijaniu hobby, poddaje w wątpliwość priorytety tej rodziny.
Dziwi też, że przed kilkoma laty ich dom odwiedziła przyszła posłanka Małgorzata Tracz, której plakaty wieszali po ulicach Góry. Czy te działania były wykonywane całkowicie za darmo? Jeśli tak, to czemu nie zwrócono się o pomoc finansową wtedy, gdy była okazja?
Kolejnym niepokojącym faktem jest, że pana Macieja stać na częste wycieczki pociągiem do Wrocławia, co wskazuje, że znajdowały się środki na rozrywkę, podczas gdy zadłużenie narastało. Bilety kolejowe nie są tanie, a te pieniądze mogły zostać przeznaczone na ratowanie mieszkania.
W tym kontekście krytycznie należy ocenić materiał telewizyjny, który wydaje się faworyzować narrację rodziny bez uwzględnienia wszystkich faktów. Pochwała należy się burmistrzowi, który jasno powiedział, że nie da 60 tysięcy złotych na spłatę zadłużenia, ponieważ potrzeby gminy są ważniejsze niż sytuacja jednej rodziny. To racjonalne podejście, biorąc pod uwagę, że pomoc publiczna powinna być odpowiednio dystrybuowana dla dobra ogółu. Tu burmistrz zapulsował, ale w innej sprawie niekoniecznie, o tym na dniach.
Ponadto, w artykule zabrakło refleksji nad odpowiedzialnością za własne decyzje finansowe. Rodzina, choć ma trudności zdrowotne, nie podjęła działań w kierunku poprawy sytuacji, co jest problematyczne, zwłaszcza w kontekście długotrwałego ignorowania narastających długów. Istnieje wiele możliwości, np. restrukturyzacja zadłużenia, rozmowy z urzędnikami, czy minimalizacja wydatków, jak choćby rezygnacja z telewizji kablowej, która nie jest koniecznym kosztem w trudnych czasach. Zakupy kolejnych statywów, mikrofonów, kamerek czy kolorowych lampek też nie służą wyjściu na prostą.
Istotną kwestią jest także postawa pana Macieja, który zamiast skupić się na szukaniu dochodów lub rozwiązań, angażuje się w działania hobbystyczne. Na pracę nie ma siły, ale wycieczki rowerów i chodzenie z kijkami nie stanowi dla niego problemu. Kto bronił mu w tym czasie roznosić ulotki czy zamiatać chodnik? Tu i tu kij w rękach.
Ostatecznie, sytuacja Bogdańskich przypomina lekcję z ekonomii domowej, gdzie telewizja kablowa okazuje się ważniejsza niż dach nad głową, a wycieczki do Wrocławia to forma "terapii finansowej". Może zamiast do telewizji lepiej było pójść do urzędu pracy?
Morał z tej historii jest taki: czy dziennikarstwo w Polsce jest rzetelne?
Oto kilka fotografii pokazujących zły stan zdrowia i zły stan materialny bohatera reportażu.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z portalu Facebook.
Komentarze
Prześlij komentarz