Przejdź do głównej zawartości

Gdzie ratunek, tam strach: Mieszkańcy Góry mówią dość!

W odpowiedzi na liczne reakcje naszych czytelników po pierwszej publikacji dotyczącej skandalicznych zachowań lekarza pogotowia (artykuł po kliknięciu tutaj), postanowiliśmy kontynuować temat. Głos mieszkańców Góry ukazuje przerażający obraz systematycznych zaniedbań, braku empatii i nieodpowiedzialnego podejścia tego lekarza, który wielokrotnie narażał pacjentów na poważne konsekwencje zdrowotne.

"Po ch** tu przyjechałem?" – relacje strażaka

Jedna z najbardziej szokujących relacji pochodzi od strażaka, który uczestniczył w interwencji przy wypadku busa. Kierowca prawdopodobnie zasnął za kierownicą, wjeżdżając do głębokiego rowu. Poszkodowany, ważący około 150 kg, był splątany i miał problem z logicznymi odpowiedziami. Gdy na miejsce przyjechała karetka, lekarz wszedł i zapytał pacjenta, co się stało. Gdy ten odpowiedział, że nie wie, lekarz wykrzyknął: 

"To po ch*j ja tu przyjechałem?!" 

Strażacy byli w szoku, gdy usłyszeli takie słowa od osoby, która powinna być autorytetem i ratunkiem w sytuacji kryzysowej.

Inny przypadek dotyczył pacjenta z objawami udaru. Strażacy ewakuowali go z miejsca zdarzenia, a następnie wstępnie ocenili jego stan, zauważając, że połowa ciała była niewładna. Lekarz, zamiast przystąpić do działania, stwierdził: 

"To już mu teraz nie pomożemy" 

i wyszedł z budynku, nie podejmując nawet podstawowej diagnostyki.

Niepokojące jest również zachowanie opisane przez strażaka dotyczące przewozu pacjenta do szpitala. Lekarz odmówił spełnienia prośby chorego, aby zawieźć go do placówki, w której przechowywano jego dokumentację medyczną, oświadczając: 

"Zawieziemy, gdzie mi się będzie chciało."

„Ostry zawał zbagatelizowany” – relacja Kasi Fogt

Kasia Fogt, mieszkanka Belgii, opisuje dramatyczne doświadczenie podczas pobytu na urlopie w Polsce. Kiedy nagle poczuła silny ból w klatce piersiowej, jej siostra wezwała pogotowie z Góry. Na karetkę trzeba było czekać aż 45 minut, mimo że odległość do miejsca zdarzenia wynosiła zaledwie 17 km (Wąsosz).

„Zrobili mi EKG, podali jakieś leki, zmierzyli ciśnienie i wyszli, a Pan doktorek został i zaczął zadawać pytania mojej siostrze,” 

wspomina Kasia.

Lekarz, zamiast skupić się na stanie pacjentki, rozpoczął kłótnię z jej siostrą. „Był bardzo niemiły i opryskliwy. Kiedy siostra zauważyła: ‚Ale pan doktor nerwowy’, wpadł w szał, wyzwał ją, kazał iść do psychiatry i mówił, że jest psychicznie chora.”

Mimo widocznych objawów ostrego zawału serca lekarz nie udzielił pacjentce właściwej pomocy. Domagał się od niej dokumentacji medycznej, której Kasia, mieszkająca od 10 lat w Belgii, nie miała. Ostatecznie stwierdził, że pacjentka ma „30 minut na dojechanie do Góry własnym transportem na wieczorynkę,” po czym kazał jej podpisać dokumenty przy karetce.

W Górze Kasia usłyszała, że nie otrzyma pomocy, ponieważ placówka nie dysponuje laboratorium, i została skierowana do szpitala w Rawiczu. Tam natychmiast rozpoczęto leczenie. 

„Usłyszałam, że jestem w trakcie silnego, ostrego zawału serca. Lekarz w Rawiczu był w szoku, jak pogotowie mogło to zbagatelizować,” - relacjonuje.

Czy nie logiczne byłoby jechać z Wąsosza wprost do szpitala w Rawiczu zamiast tracić cenne minuty na drogę do Góry, gdzie pacjentka została odprawiona z kwitkiem?

Pani Kasia podsumowuje swoje doświadczenie, wskazując na rażący brak odpowiedzialności i empatii ze strony lekarza z Góry: 

„Ten doktorek wiedział, że przechodzę zawał, i mnie po prostu olał. Taki człowiek absolutnie nie powinien pracować z ludźmi.” 

Jednocześnie wyraża wdzięczność dla lekarza Tomasza Wantuły, który w szpitalu w Rawiczu uratował jej życie. Dzięki jego szybkiej interwencji Kasia uniknęła tragicznych konsekwencji. 

"Do takich przypadków nie wzywa się karetki"

Pani Ewa opisała swoją dramatyczną historię, kiedy po poronieniu wezwała pogotowie z powodu silnego krwotoku. Lekarz, zanim jeszcze ją zbadał, powiedział: 

"Do takich przypadków nie powinno wzywać się karetki. Mogła Pani wsiąść w auto i sama pojechać." 

Pani Ewa straciła mnóstwo krwi w oczekiwaniu na karetkę, a zanim dotarła do szpitala, była już na granicy utraty przytomności. Dzięki determinacji pacjentki udało się wymusić transport, ale sytuacja pozostawiła wstrząsające wspomnienia.

"To na waszą odpowiedzialność"

Małgorzata Kamil Dykas opisuje sytuację, w której lekarz, wezwany do ich ciężko chorej babci, nie tylko odmówił profesjonalnej pomocy, ale także przejawiał skandaliczne zachowanie. 

"Zaczął nas wyzywać od różnych, wyrwał mi telefon i zabronił dzwonić do kogoś," 

relacjonuje. Po podłączeniu babci kroplówki oświadczył, że to na odpowiedzialność rodziny i że sami mają odłączyć wenflon. Gdy ratownicy próbowali go uspokoić, lekarz zaczął się na nich wydzierać. Jak wspomina rodzina: "Ratownicy powiedzieli, że z nim nie wygramy, a skargi nic nie dadzą, bo już wiele poszło na tego lekarza i dalej pracuje." Dzień później stan babci się pogorszył, a kolejny zespół ratowników natychmiast zabrał ją do szpitala.

"Takich pacjentów nie leczymy"

Historia Pani Patrycji, która wezwała pogotowie do swojej umierającej na raka mamy, ukazuje kolejne skandaliczne zachowanie. Lekarz, widząc stan pacjentki, wykrzyczał przy niej i rodzinie, że 

"do takich pacjentów nie wzywa się pogotowia." 

Zamiast pomocy, rodzina musiała wysłuchiwać krzyków i poniżeń. Ratownicy, wykazując więcej empatii, pomogli przetransportować chorą do szpitala, ale lekarz odmówił rozmowy z rodziną i wyjaśnienia sytuacji.

"To tylko kolka?"

Pani Aneta, zaniepokojona przeraźliwymi krzykami swojej mamy z powodu bólu żołądka, wezwała pogotowie. Lekarz stwierdził, że to kolka, i zalecił nospę oraz siemię lniane. Sama zawiozła mamę do szpitala, gdzie okazało się, że konieczna jest natychmiastowa operacja z powodu perforacji żołądka. Kolejny przykład, jak bagatelizowanie objawów mogło skończyć się tragedią.

"Szybciej, bo umrze połowa ulicy"

Klaudia Podhajecka relacjonuje sytuację, kiedy lekarz poganiał jej mamę podczas wsiadania do karetki, krzycząc: 

"Szybciej, szybciej, bo w tym czasie może umrzeć połowa ulicy." 

W karetce nie wykazywał empatii, zamiast tego zniechęcał pacjentkę aroganckimi uwagami. W szpitalu przedstawił lekarzom nieprawdziwe informacje, twierdząc, że pacjentka nie zażywa przepisanych leków, co nie miało związku z rzeczywistością.

"Przez moje niedopilnowanie mąż będzie rośliną"

Justyna Zajączkowska opisuje dramatyczne chwile, kiedy jej mąż, chory na stwardnienie rozsiane, miał drgawki i gorączkę spowodowaną zapaleniem dróg moczowych. Lekarz, zamiast udzielić pomocy, oskarżył ją o zaniedbanie, stwierdzając, że przez nią mąż "będzie rośliną." Ratownicy, wykazując większe zrozumienie, pomogli, ale zachowanie lekarza wywołało traumę u całej rodziny.

"Lekarz bez empatii" – relacja Sylwii Garbacz Guziołek

Sylwia Garbacz Guziołek, osoba chorująca na raka, opisuje szokujące zachowanie lekarza podczas interwencji w jej domu. Po powikłaniach po chemioterapii, takich jak wymioty i biegunka, lekarz przyjechał, ale zamiast wsparcia, okazał brak szacunku wobec pacjentki i jej rodziny. „Wyganiał wszystkich z pokoju, krzyczał na dzieci, że mają wyjść, bo za głośno,” wspomina. Jak relacjonuje siostra pacjentki, lekarz odwrócił głowę Sylwii, komentując, że „śmierdzi” i nie chce, by na niego „chuchała.”

Najbardziej wstrząsający jest fakt, że lekarz miał pretensje o wezwanie pogotowia przez 11-letniego syna chorej. 

„Jak tak można? Brak odpowiedzialności, gówniarz dzwoni, a co on może?”

 – miał powiedzieć lekarz, wyrażając oburzenie wobec dziecka, które w dramatycznej sytuacji szukało pomocy dla swojej mamy.

Sylwia podkreśla, że gdyby nie obecność ratowników medycznych, sytuacja mogłaby zakończyć się tragicznie. 

„Ogromne podziękowania dla ratowników ❤️, bo bez nich może by mnie dziś tu nie było.” 

Niestety, cała interwencja pozostawiła w rodzinie traumę, która na długo zapadnie w ich pamięć.

"Interwencja z udziałem policji" – relacja Konrada Skiby

Konrad Skiba opisuje swoją trudną interakcję z lekarzem, gdy jego mama potrzebowała pomocy medycznej z powodu bardzo wysokiego ciśnienia. „Powiedziała, że nie przyjmie,” wspomina. Dopiero po ostrej wymianie zdań i podniesieniu głosu lekarz zgodził się pomóc, ale sytuacja eskalowała na tyle, że lekarz zdecydował się wezwać policję na miejsce.

Choć pomoc została ostatecznie udzielona, wymagało to determinacji ze strony rodziny oraz interwencji służb porządkowych, co podkreśla, jak trudne mogą być kontakty z tym lekarzem w kryzysowych sytuacjach. „Miałem już styczność z tym lekarzem, kto wie, ten wie,” dodaje Konrad, wskazując na problematyczną reputację lekarza w lokalnej społeczności.

Gorzka rzeczywistość górowskiej opieki medycznej

Z tych relacji wyłania się obraz lekarza, który zamiast być opoką i wsparciem, nierzadko zachowuje się jak tyran. Wielu mieszkańców Góry nie tylko czuje się zlekceważonych, ale także zastraszanych. Jak zauważa Sieraczek Izabela: 

"Może w końcu ktoś z nim zrobi porządek, bo to, co on wyprawia, to jest wielka pomyłka. To cham, a nie lekarz." 

Rodziny pacjentów wielokrotnie zgłaszały skargi, ale problem pozostaje nierozwiązany.

Mieszkańcy mówią "dość!"

Góra zasługuje na lepszą opiekę medyczną. Lekarz powinien być symbolem ratunku, nie źródłem strachu. Historie mieszkańców pokazują, że czas na zmiany jest teraz, zanim kolejne osoby doświadczą podobnych tragedii. Lekarz ten stał się synonimem problemu, który wymaga rozwiązania, a głosy mieszkańców są nie do zignorowania. Czy ktoś wreszcie wysłucha ich wołania o pomoc?


Wypowiedzi użyte w artykule pochodzą z komentarzy i wiadomości wysłanych po publikacji artykułu pod tytułem "Lekarz" na wyjeździe, czyli gdy ratunek staje się farsą. Wpisy opublikowano z realnych kont prawdziwych mieszkańców powiatu górowskiego. Adnotacja została zamieszczona w celu wykorzystania tych informacji do zbadania sprawy i podjęcia niezwłocznej interwencji. 

Komentarze

  1. Takich przypadków jest dużo więcej. Sama doświadczyłam hamstwa i arogancji ze strony tego lekarza. Brak szacunku do pacjentów i odpowiedzialności za nieprzeprowadzone badania diagnostyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wykrył u męża 3 zawałów tylko potrafi doprowadzić chorego do następnego zawału wpis w karcie pacjent chce wyłudzić przewuz do szpitala

      Usuń
  2. Wspomniany lekarz został wezwany to nieprzytomnej osoby na drodze która zasłabła i upadła obok auta. Lekarz przyjechał popatrzył na nie przytomnego mężczyznę i powiedział że nie żyje nie badając go nawet nie wypisał karty zgonu zostawił zrozpaczoną rodzinę na środku drogi

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas to samo, mama po chemii 40 stopni gorączki, przyjechali dali leki i pojechali. Osoba po chemii nie powinna mieć nawet podwyższonej temperatury. 3 dni z rzędu przyjeżdżali ci sami. Dopiero na 4 dzień przyjechałan inna lekarka, zdziwiona zapytała dlaczego mama nie została zabrana do szpitala. Mama zmarła w ten sam dzień w szpitalu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam dwie takie historie z tym Panem. Raz przyjechał do mojego już św. Pamięci Ojca Karola Grzelczaka będącego w trakcie leczenia raka już to nawrzeszczał na mnie że nie wzywa się karetki do takich ludzi i mam sobie załatwić hospicjum dla ojca i odjechał. A drugi raz przyjechał do mojej wówczas niespełna rocznej córki, która zemdlała mi na rękach. Dostało nam się jako rodzicom, że mamy dziecko z wadami i mamy złego pediatrę (pediatra najlepszy w mieście i znający zespół genetyczny dziecka). Pan nawet nie dotknął córki (po operacji serca) żeby ją zbadać, bo on nie chce jej denerwować, jak stwierdził on takie dzieci badał ostatni raz ze 30 lat temu. Zero sprzętu dla dziecka żeby cokolwiek pomóc. Córka zemdlała, bo przechodziła zapalenie mięśnia sercowego o czym dowiedzieliśmy się dzień później. Ba Pan doktorek tak sobie tą interwencję załatwił że nie wezwał drugiej karetki neonatologicznej a powinien ją ściągnąć nawet z Wrocławia i nie zostawił bo on nie musi dokumentu z interwencji, także oficjalnie go nie było. Marta Grzelczak

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie stety to jest tragedia co dzieje się w Górze dzwonisz z nadzieją o pomoc a niestety jej nie otrzymujesz wieczorynka też nie pomaga dzwonisz kolejny raz przyjeżdża karetka i problem ze nie ma kto zanieść pacjenta do karetki i ciągłe krzyki łaskawie zabierają na SOR a za 3 dni pacjent nie żyje

    OdpowiedzUsuń
  6. Mojego brata też zostawił z zawałem w domu na Mnie wzywał policję bo zapytałam czy leki nie powinny już działać , kazał jechać na wieczorynkę na Górę, jak go uświadomiłam że wzięłam leki na uspokojenie po których nie powinnam kierować dodał jak Pani kocha brata to Pani pojedzie .Bratu kazał się najeść bo jest głodny i niedożywiony .Na drugi dzień tj. w poniedziałek po wizycie w przychodni karetka na sygnale na Leszno zawał.Tragedia człowiek

    OdpowiedzUsuń
  7. Napiszcie nazwisko albo imię i pierwsza literę nazwiska

    OdpowiedzUsuń
  8. A to on jeszcze pracuje? Zacytuje kultowe teksty tego pana:"z taką saturacją nie ma już sensu przyjeżdżać" i "wy na msze już lepiej dajcie a nie kartkę jeszcze wołacie".

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno chodzi o niby dr Majewskiego dwa dni z rzędu był wezwany do mojej mamy która puchła w oczach powiedział że nic jej nie jest a wieczorem już nie żyła on nie powinien zwierząt leczyć a co dopiero ludzi wstrętny cham i prostak

    OdpowiedzUsuń
  10. Panowie strażacy również powinni się doinformować nim zasieją ferment. Jeśli pacjent z udarem leżał powyżej określonej liczby godzin od wystąpienia pierwszych objawów - to lekarz miał rację, tutaj już szpital nie pomoże, Actilyse podaje się do 6 godzin od pierwszych objawów.
    Kolejna sprawa - niepokojące jest to, że odmówił przewiezienia do szpitala, w którym pacjent miał dokumentację? Proponuje zapoznać się z procedurami, postąpił prawidłowo. Mają obowiązek zawieźć do najbliższego SORu lub izby. Gdyby mieli wozić ludzi tam gdzie sobie życzą, to karetki na naszym terenie nie mielibyśmy wcale.
    I przypomnienie dla mieszkańców - nie, złamana noga, ręka, gorączka, rozwolnienie, to nie są pilne przypadki. A od tego jest pogotowie - od przypadków nagłego zagrożenia życia lub zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja rodzina miała również styczność z tym ,,Panem" brak słów . Od początku arogancki , wulgarny. W pewnym momencie aż zgłupiałem że taka osoba ma może przyjeżdżać do osoby która oczekuje pomocy.... Dużo by się rozpisywać. Brak słów.

    OdpowiedzUsuń
  12. A mojego sasiada dobrze potraktował..z dużym zaangażowaniem i empatią

    OdpowiedzUsuń
  13. Drodzy mieszkańcy Góry możecie być już spokojni i pan doktor K nie będzie już nad żadnym pacjentem wyżywał się w Górze czy we Wschowie... ponieważ zginął wczoraj w wypadku samochodowym

    OdpowiedzUsuń
  14. Przykre,nikt nie myślał zapewne że takie rozwiązanie umowy o pracę będzie miało miejsce.Jaki w pracy taki na drodze.Caly charakterek wyszedł

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Lekarz” na wyjeździe, czyli gdy ratunek staje się farsą

Kiedyś mówiono, że karetka pogotowia to ostateczna deska ratunku. W przypadku pewnego „doktora” z Góry, wielu mieszkańców uważa, że jest to deska, która tonie razem z pacjentami. Mowa o lekarzu, który, jak wynika z licznych skarg przekazywanych sobie w dyskusjach przy świątecznym stole, zamiast ratować, bagatelizuje życie i zdrowie ludzi, a czasem wręcz kpi z pacjentów. „Dokładnie przez tego lekarza moja mama zmarła”  – pisze na jednym z lokalnych forów Barbara Izdebska. To tylko jedna z wielu historii, które ukazują, że pan doktor ma nie tylko problem z empatią, ale także z elementarnymi standardami etyki lekarskiej. Edyta PB, kolejna mieszkanka Góry, w gorzkich słowach opisuje swoje doświadczenie: „Nie umie podjąć diagnozy, a przy tym obraża pacjentów i rodzinę. Mojej mamie zaproponował przeszczep serca od konia. Kompletny brak etyki lekarskiej. Piszcie ludzie skargi, może wspólnymi siłami coś zdziałamy.” Trudno nie odnieść wrażenia, że opisywany lekarz traktuje swoje obowiązki b...

Informatorzy: podejrzany to ...

Pojawiają się nowe informacje w sprawie sobotniego (14 czerwca) zabójstwa 50-letniego mężczyzny, do którego doszło na ul. Poznańskiej w Górze. Jak ustalił portal DGR24, osobą podejrzewaną o dokonanie ataku jest 33-letni Piotr B. — tak twierdzą niezależni informatorzy, znający kulisy sprawy. Przypomnijmy — do tragedii doszło podczas spotkania towarzyskiego. Według ustaleń policji i prokuratury, między dwoma mężczyznami doszło do ostrej wymiany zdań, po czym 33-latek ugodził 50-latka ostrym narzędziem. Cios okazał się śmiertelny, mimo szybkiej reakcji służb ratunkowych. Sprawca został zatrzymany przez funkcjonariuszy, był pijany — ma zostać przesłuchany po wytrzeźwieniu. Choć policja i prokuratura oficjalnie nie podają jeszcze danych podejrzanego, wiele wskazuje na to, że chodzi o znanego lokalnie Piotra B. – jego nazwisko przewija się wśród świadków i mieszkańców osiedla, gdzie doszło do tragedii. Na ten moment na oficjalnych stronach policji oraz Prokuratury Rejonowej w Głogowie brak s...