Tadeusz Juska, już wcale nie taki nowy burmistrz Góry, zdecydowanie nie zasypuje gruszek w popiele! Odważne decyzje, które podjął w sprawie reorganizacji urzędu, to nie tylko ruch w stronę nowoczesności, ale także jasny sygnał: lojalność wobec mieszkańców i urzędu jest ważniejsza niż stare układy. No cóż, epoka "kółka wzajemnej adoracji" zdaje się właśnie dobiegać końca.
Z urzędem pożegnało się kilku pracowników związanych z byłym komitetem wyborczym Ireny Krzyszkiewicz – i trudno się dziwić. Startowali w wyborach, ale nie dostali się do żadnej z rad. Mieszkańcy wyraźnie pokazali, co o nich myślą. Jeśli wyborcy nie wierzą, że nadają się do reprezentowania ich interesów, to dlaczego mieliby trzymać się stołków w urzędzie? Przecież praca urzędnika to służba mieszkańcom, a nie wieczne kiwanie głową na rozkaz.
Nie sposób nie zauważyć, że burmistrz Juska poszedł na całość. W końcu, czy nie o to chodzi w administracji? Żeby działała sprawnie i efektywnie, a nie stanowiła azyl dla ludzi, których kwalifikacją jest lojalność wobec poprzedniczki?
Ale spokojnie, jak sam burmistrz zapewniał, nie będzie kadrowej rewolucji – raczej zdaje się, że będą „chirurgiczne cięcia”.
Trochę jak w kuchni: wyrzucamy stare przyprawy, które straciły smak, żeby zrobić miejsce na świeże. I choć ktoś mógłby uznać, że to drastyczne, pointa jest prosta – urzędnik ma być wierny mieszkańcom, a nie swoim politycznym patronom. Przytakiwacze nie są na tej liście potrzeb.
A więc brawo, panie burmistrzu! Z taką determinacją jest szansa, że górowski urząd stanie się miejscem, które działa jak dobrze naoliwiona maszyna. A ci, którzy rozstaną się z urzędem, zawsze mogą wspominać swoje urzędowe lata – może na jakimś komitecie wspomnień, bo z wyborami raczej kiepsko im idzie.
fot. Radio Elka
Komentarze
Prześlij komentarz