Kiedy we wrześniu 2023 roku oddawano do użytku wyremontowaną drogę prowadzącą do Ośrodka Rehabilitacji Dzieci Niepełnosprawnych na osiedlu Kazimierza Wielkiego w Górze, wszyscy zacierali ręce z radości. Inwestycja za ponad 323 tysiące złotych miała być wzorem nowoczesności, komfortu i bezpieczeństwa. Dziś, lekko ponad rok później, mieszkańcy przecierają oczy – niestety, nie z zachwytu, lecz z niedowierzania, że droga, która miała służyć przez lata, sypie się jak zamek z piasku po pierwszej fali.
Koleiny, kałuże i… krzywa rzeczywistość
„Droga warta ponad 300 tysięcy złotych, a zaczyna wyglądać jak tor przeszkód!” – skarżą się mieszkańcy. Koleiny, w których po deszczu gromadzi się woda, stały się codziennym widokiem. I pomyśleć, że wszystko miało być tak pięknie – nowa kostka betonowa, chodnik dla pieszych, a nawet nowe krawężniki. Jednak zamiast komfortu i bezpieczeństwa mamy zapadającą się nawierzchnię i powstające koleiny, a to budzi pytanie: czy to droga, czy może wizualizacja recesji?
Ruch jednokierunkowy, ruch w interesie?
Żeby było ciekawiej, wprowadzono ruch jednokierunkowy. Argumentowano to koniecznością poprawy bezpieczeństwa i ograniczenia liczby aut. „Mniej aut, mniej zniszczeń” – mówiono w kularach. Co poszło nie tak, skoro mimo ograniczonego ruchu droga nie wytrzymała nawet półtora roku? A może „jednokierunkowość” to metafora całego przedsięwzięcia: pieniądze wpłynęły w jedną stronę, a w drugą – jedynie frustracja mieszkańców?
Kto za to odpowiada?
Firma LU-MAX Łukasz Masłowski z Leszna była odpowiedzialna za remont. Koryto uzupełnione kruszywem konstrukcyjnym i nawierzchnia z kostki betonowej miały być synonimem trwałości, ale dziś wydają się bardziej synonimem „tymczasowości”. Może warto zadać pytanie, czy podczas realizacji zadania ktoś zapomniał, że kostka betonowa to nie materiał na tor gokartowy, a inwestycje za setki tysięcy złotych powinny wytrzymywać więcej niż pierwsze jesienne deszcze?
Co na to władze?
Burmistrz Irena Krzyszkiewicz, dziś już na emeryturze, z dumą otwierała tę drogę, zapewniając, że będzie ona służyć mieszkańcom przez lata. Szkoda, że nie wspomniano, że chodziło o „lata świetlne” w teorii, bo w praktyce to ledwie kilkanaście miesięcy. A dziś? Nikt nie czuje się odpowiedzialny.
A mieszkańcy pytają: „Czy my musimy zrzucić się na nowy remont?”
Co dalej?
Może warto zorganizować referendum: co szybciej się rozpadnie – droga, czy cierpliwość mieszkańców? A może powołać specjalną komisję do spraw rehabilitacji… rehabilitacyjnej drogi? Jedno jest pewne: inwestycja, która miała poprawić życie lokalnej społeczności, stała się symbolem zmarnowanych pieniędzy i nieudolności. Jak długo jeszcze mieszkańcy będą musieli patrzeć na koleiny, kałuże i krawężniki, które zamiast zdobić, przypominają o błędach przeszłości?
A może to wszystko było sprytnym planem: droga miała być treningiem dla dzieci korzystających z ośrodka – slalomem między kałużami i wybojami? Jeśli tak, to gratulujemy – cel został osiągnięty!
Komentarze
Prześlij komentarz