Przejdź do głównej zawartości

Policja zatrzymała pijanego lekarza. Jechał na dyżur do Góry

Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku! Rozpoczynamy serię artykułów, w których zabierzemy Was w podróż do przeszłości Góry. Cofnijmy się do czasów, kiedy telefony komórkowe były wielkości cegły, a Internet dziękował za każdą minutę łączenia. Rok 2005 w Górze był czasem, który udowodnił, że w naszej lokalnej społeczności emocje sięgały zenitu. Dziś przypomnimy sytuację, która stała się nie tylko tematem numer jeden w powiatowych kronikach, ale i na ustach plotkarzy od Rynku po samą Odrę. Gotowi? No to jedziemy!


Szpital w Górze: Nie problem szpitala, ale... kierowców?

W 2005 roku pediatria górowskiego szpitala zaliczyła spektakularny... zjazd, i to niekoniecznie w stronę wyższego poziomu opieki zdrowotnej. Jak donoszą kroniki, Jacek J., pediatra z oddziału dziecięcego, został zatrzymany przez rawicką policję z wynikiem 2,5 promila we krwi. Zadziwiające jest to, że nie był to zwykły powrót z sobotniej potańcówki, a droga... na dyżur do górowskiego szpitala! Jak mówił Marek Hołtra, dyrektor placówki: „To nie problem szpitala, ale pijanych kierowców”. Wygląda na to, że jedyny problem Jacka J. polegał na tym, że do szpitala nigdy nie dotarł.

Jacek J. nie tylko postawił swój rekord promili, ale też dołączył do wąskiego grona medyków z górowskiego szpitala, których słabość do alkoholu okazała się zgubna. Dwa lata wcześniej Andrzej J., lekarz pogotowia, wyruszył na pomoc chorej mieszkance Naratowa, mając we krwi nieco mniej promili, ale za to jeszcze większe skutki tragedii. Kobieta zmarła, a lekarz... został zwolniony. W efekcie dyrekcja szpitala wprowadziła wtedy obowiązkowe badania alkotestem dla lekarzy przed dyżurami. Pomysł budził kontrowersje — widocznie nikt nie przypuszczał, że trzeźwość to tak duży wymóg w tym zawodzie.

Historia Jacka J.: Od BMW do sali sądowej

Wracając do Jacka J., jego zatrzymanie nie było pierwszym tego rodzaju wybrykiem. Za jazdę po pijanemu odpowiadał już wcześniej. Czy czujecie dreszcz emocji na myśl, że mogłoby go zabraknąć w lokalnym krajobrazie? Na szczęście dla górowskiego szpitala tym razem Jacek J. nie dotarł na oddział dziecięcy.

Czyli jak szpital wyprzedzał swoje czasy

Choć może się wydawać, że ta historia to czarna komedia, skłania ona do refleksji. W świecie, gdzie lekarze są ostatnią deską ratunku, górowski szpital wyznaczał nowe standardy — jak nie postępować. Dwadzieścia lat temu toczyły się tu dramaty, które dziś wydają się absurdalne. A jednak, patrząc na tamte czasy z perspektywy dnia dzisiejszego, mamy jeden morał: jeśli dyrektor szpitala musi uspokajać, że to problem kierowców, a nie placówki, to wiedz, że coś się dzieje.

Zapraszamy na kolejne odcinki naszej serii, gdzie będziemy przypominać, czym żyła Góra 20 lat temu. Pamiętajcie: historia nie kłamie, ale czasem śmieje się w głos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdzie ratunek, tam strach: Mieszkańcy Góry mówią dość!

W odpowiedzi na liczne reakcje naszych czytelników po pierwszej publikacji dotyczącej skandalicznych zachowań lekarza pogotowia ( artykuł po kliknięciu tutaj ), postanowiliśmy kontynuować temat. Głos mieszkańców Góry ukazuje przerażający obraz systematycznych zaniedbań, braku empatii i nieodpowiedzialnego podejścia tego lekarza, który wielokrotnie narażał pacjentów na poważne konsekwencje zdrowotne. "Po ch** tu przyjechałem?" – relacje strażaka Jedna z najbardziej szokujących relacji pochodzi od strażaka, który uczestniczył w interwencji przy wypadku busa. Kierowca prawdopodobnie zasnął za kierownicą, wjeżdżając do głębokiego rowu. Poszkodowany, ważący około 150 kg, był splątany i miał problem z logicznymi odpowiedziami. Gdy na miejsce przyjechała karetka, lekarz wszedł i zapytał pacjenta, co się stało. Gdy ten odpowiedział, że nie wie, lekarz wykrzyknął:  "To po ch*j ja tu przyjechałem?!"  Strażacy byli w szoku, gdy usłyszeli takie słowa od osoby, która powinna być...

„Lekarz” na wyjeździe, czyli gdy ratunek staje się farsą

Kiedyś mówiono, że karetka pogotowia to ostateczna deska ratunku. W przypadku pewnego „doktora” z Góry, wielu mieszkańców uważa, że jest to deska, która tonie razem z pacjentami. Mowa o lekarzu, który, jak wynika z licznych skarg przekazywanych sobie w dyskusjach przy świątecznym stole, zamiast ratować, bagatelizuje życie i zdrowie ludzi, a czasem wręcz kpi z pacjentów. „Dokładnie przez tego lekarza moja mama zmarła”  – pisze na jednym z lokalnych forów Barbara Izdebska. To tylko jedna z wielu historii, które ukazują, że pan doktor ma nie tylko problem z empatią, ale także z elementarnymi standardami etyki lekarskiej. Edyta PB, kolejna mieszkanka Góry, w gorzkich słowach opisuje swoje doświadczenie: „Nie umie podjąć diagnozy, a przy tym obraża pacjentów i rodzinę. Mojej mamie zaproponował przeszczep serca od konia. Kompletny brak etyki lekarskiej. Piszcie ludzie skargi, może wspólnymi siłami coś zdziałamy.” Trudno nie odnieść wrażenia, że opisywany lekarz traktuje swoje obowiązki b...

Informatorzy: podejrzany to ...

Pojawiają się nowe informacje w sprawie sobotniego (14 czerwca) zabójstwa 50-letniego mężczyzny, do którego doszło na ul. Poznańskiej w Górze. Jak ustalił portal DGR24, osobą podejrzewaną o dokonanie ataku jest 33-letni Piotr B. — tak twierdzą niezależni informatorzy, znający kulisy sprawy. Przypomnijmy — do tragedii doszło podczas spotkania towarzyskiego. Według ustaleń policji i prokuratury, między dwoma mężczyznami doszło do ostrej wymiany zdań, po czym 33-latek ugodził 50-latka ostrym narzędziem. Cios okazał się śmiertelny, mimo szybkiej reakcji służb ratunkowych. Sprawca został zatrzymany przez funkcjonariuszy, był pijany — ma zostać przesłuchany po wytrzeźwieniu. Choć policja i prokuratura oficjalnie nie podają jeszcze danych podejrzanego, wiele wskazuje na to, że chodzi o znanego lokalnie Piotra B. – jego nazwisko przewija się wśród świadków i mieszkańców osiedla, gdzie doszło do tragedii. Na ten moment na oficjalnych stronach policji oraz Prokuratury Rejonowej w Głogowie brak s...