No i stało się — Wróblewski odleciał, ale gniazdo pozostało.
Nie ogłoszono żadnego konkursu, żadnych rozmów kwalifikacyjnych, żadnych ogłoszeń w BIP-ie.
A jednak wiadomo już, kto siada na fotelu naczelnika Wydziału Rozwoju i Komunikacji Społecznej.
Została nim Monika Łukowska, pracownica urzędu z długim stażem, dotąd inspektor ds. rozwoju i funduszy zewnętrznych. Czyli – jak to się mówi – „z własnego podwórka”. A dokładniej: z innego pokoju.
Bez konkursu, bez fanfar, po cichu
Ciekawostka: na to stanowisko nie ogłoszono żadnego naboru.
Nie było ani wzruszających testów z wiedzy o samorządzie, ani sprawdzianu z komunikacji społecznej.
Po prostu — decyzja zapadła.
Szybko, sprawnie, po górowsku.
Jakby ktoś powiedział: „Nie kombinujmy, weźmy kogoś, kto zna już kod do ksero.”
Z inspektora na naczelnika — czyli awans z wnętrza urzędu
Łukowska zna urząd od podszewki.
Od lat tam pracuje, zajmuje się funduszami zewnętrznymi i projektami, a ostatnio — co szczególnie interesujące — pracowała właśnie w tym wydziale, którego szefem był Wróblewski.
Czyli – mówiąc wprost – była jego podwładną.
A dziś zasiada na jego miejscu.
Niektórzy górowianie już żartują, że to jak w serialu: „Sukcesja” – wersja samorządowa.”
Tylko zamiast korporacji mamy urząd, a zamiast dramatów rodzinnych – dramat w papierach.
„Świadek błędów” – jak wierzą mieszkańcy
W Górze plotki niosą się szybciej niż decyzje kadrowe.
W w rozmowach w sklepach można usłyszeć:
„Dobrze, że ją wzięli. Przynajmniej widziała, jak nie robić.”
Górowianie wierzą, że Łukowska – jako bezpośredni świadek chaosu poprzednika – zna wszystkie grzechy tego wydziału na pamięć.
A jak zna, to może ich nie powtórzy.
Czyli co – po burzy spokój?
Na razie trudno powiedzieć.
Burmistrz Juska, po roku eksperymentów z PR-em, najwyraźniej postawił na stabilność.
Nie nową twarz, nie człowieka z zewnątrz, tylko kogoś, kto zna system i przetrwał w nim bez medialnych wpadek.
Czy to oznacza nowe otwarcie? A może tylko ciche kontynuowanie starego stylu – tyle że z mniejszym echem na Facebooku?
Co dalej?
Górowski urząd to nie las, ale ptactwo ostatnio ma tu swoje pięć minut.
Wróbel już odleciał, zostawiając po sobie trochę bałaganu w gnieździe.
Teraz na gałązce usiadła naczelnik Łukowska – może nie śpiewa tak głośno, ale przynajmniej wie, gdzie ten wróbel miał gniazdo.
A jeśli dobrze posprząta po nim pióra, to kto wie – może z tego gniazda wreszcie wylęgnie się coś sensownego.

No i super że ,,swoja" a nie jak w TEKOM-ie zarząd składający się z ,,obcych".Życzę Pani powodzenia.
OdpowiedzUsuń